W marcu 2022 r. z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru mieliśmy okazję zobaczyć w Teatrze im. J. Osterwy w Gorzowie spektakl pt. „Balladyna” wyreżyserowany przez Pawła Pasztę.
Za scenografię oraz kostiumy była odpowiedzialna w tym przedstawieniu Aleksandra Szempruch. Oprawą muzyczną zajął się Tomasz Jakub Opałka, a genialną naszym zdaniem choreografię przygotowała Natalia Iwaniec. W tytułową Balladynę wcieliła się Marta Karmowska, jej siostrę, Alinę, zagrała Magdalena Dwurzyńska, Kirkora, pana zamku, fenomenalnie odegrał Bartosz Bandura, w rolę wygnanego Popiela III, Pustelnika, wcielił się Przemysław Kapsa, a grający Fon Kostryna Cezary Żołyński idealnie oddał charakter tej postaci, podobnie jak Jan Mierzyński postać Grabca. Oczywiście nie można zapomnieć o cudownie przedstawionych postaciach fantastycznych: Goplanie, w którą wcieliła się Joanna Ginda-Lenart, Skierce, granym przez Maciej Kotlarza oraz Chochliku zaprezentowanym przez Dominika Jakubczaka. Wszyscy rozpoznaliśmy te postacie, ponieważ wcześniej omówiliśmy lekturę na lekcjach języka polskiego. Inaczej trudno byłoby nam się połapać, kto jest kim na scenie. „Balladyna” w reżyserii Pawła Paszty to z pewnością spektakl dla widza zorientowanego i w treści, i w problematyce dzieła Juliusza Słowackiego.
Już na początku zaskoczyła nas prostota scenografii i nieoczekiwana choreografia.
W pierwszej scenie aktorzy poruszali się i tańczyli w rytm wystukiwany przez jednego z nich. Przez cały czas na scenie obecna była także postać, której u Słowackiego nie znajdziemy - spowita w czarną szatę Śmierć. Stawała ona zawsze przy osobie, którą za moment uśmiercała nieobliczalna w swych zbrodniczych poczynaniach Balladyna.
Cały świat przedstawiony należało sobie wyobrazić. Na scenie oprócz klatki, drabiny, orkiestronu, wykorzystanego do prezentacji postaci fantastycznych, nie ma nic. Może tylko kilka rekwizytów - fotel na kółkach w roli tronu, korona, chleb. Kto chciał zobaczyć dzban malin i nóż, bardzo się rozczarował. Sceny śmierci też były bardzo umowne. Polegały na zmianie kostiumów. Uczeń nieznający dzieła, nie miał szansy zorientować się, co się dzieje. Niezrozumiałe wydają się także niekonsekwencje reżysera- dlaczego zabrakło malin, a pojawił się chleb? Dlaczego nieżyjący już Fon Kostryn, a właściwie jego duch, kruszy zawzięcie ten chleb i rozrzuca po scenie? Po co Balladyna rozbiera się, by założyć inną szatę i dlaczego pijany Grabiec musi tarzać się po scenie w czarnych slipach? Wszystko to niby nowoczesne, ale niejednoznaczne i długie, długie, długie…
Zawsze można powiedzieć, że jesteśmy zbyt mało wyrobionymi widzami, by móc docenić pomysły reżysera, ale to przecież do nas, współczesnych uczniów, ta sztuka była kierowana, skoro zorganizowano spektakle dla szkół.
Na szczęście niezrozumiałe dla nas rozwiązania sceniczne wynagrodziła mistrzowsko opracowana choreografia i rewelacyjna, przejmująca oraz pełna zaangażowania gra aktorska. Wiele scen i postaci miało charakter symboliczny. Jest to spektakl dla ludzi z wyobraźnią - tu najważniejszy jest aktor i jego emocje, reszta zależy od tego, jak wyobrazi to sobie widz. Ciekawie skontrastowany świat fantastyczny z ascetycznie przedstawionym światem realistycznym ukazuje się w kostiumach, które były noszone przez aktorów. Postacie fantastyczne mają wspaniałe, pomysłowe stroje. Warto podkreślić tu niezwykłą wręcz kreację Goplany oraz energicznego Skierki. Uważamy, że niezwykle ważne w tym przedstawieniu były światła. To one wraz z muzyką tworzyły nastrój i eksponowały przestrzeń. Choć w ostatniej scenie śmierci Balladyny, wręcz oślepiły widza i wydały się zbyt oczywiste. Jeśli przez cały spektakl śmierć była pewną umownością i symbolem, dlaczego w ostatniej scenie starano się naśladować pioruny i dźwiękiem, i światłem?
Dobrze, że aktorzy po tej eksplozji się ukłonili, a my wiedzieliśmy, że na tym Słowacki skończył swe dzieło. Wtedy rozległy się oklaski. Z pewnym niedosytem i z wieloma pytaniami wyszliśmy z teatru.
Czy warto było zobaczyć ten spektakl? Po omówieniu na lekcji nie było w klasie ucznia, który powiedziałby, że nie. Na pewno było warto. Po pierwsze dlatego, żeby poczuć magię teatru, siedzieć w pierwszych rzędach przepięknej teatralnej widowni i przyglądać się niezwykłej grze aktorów, ich wysiłkowi oraz talentowi. Po drugie, żeby móc zadać wiele pytań o sens „Balladyny” dla współczesnego nastolatka. Ta pierwszoplanowa postać wydała nam się na początku taka normalna, podobna do nas. Może najważniejszą nauką z tego spektaklu jest refleksja nad tym, jak łatwo i niebezpiecznie jest zejść na złą drogę? Okazuje się, że czasami nie da się już z niej zawrócić.
Uczniowie klasy 8 a